Relacja z Mystic Festival, 29 maj 2005

Stało się, godzina 21:40 na scenie w Chorzowie gasną światła, zapada mrok, po czym słychać intro, którym jest 'Ides of March'. Wśród tłumu fanów widać wielkie emocje i podniecenie, wszyscy czekali na ten moment całodniowe czekanie wreszcie się opłaciło, ale po kolei. Zacznijmy od początku.

Moja przygoda z Mystic Festival miała się zacząć o piątej rano, czyli od zbiórki fanów na wyjazd z Poznania, który miałem opłacony już kilka miesięcy wcześniej. Miała się, bo wskutek ciężkiej, dusznej i nie przespanej nocy, nie mogłem się nad ranem wygrzebać z łóżka i zaspałem. Zgasiłem budzik i zasnąłem na siedząco. Obudziłem się o 5:15. To była tragedia, nie wiedziałem co mam zrobić, byłem zrozpaczony. Na ścianie lądowało wszystko, co wpadło mi w ręce. Dodatkowo dobił mnie brak telefonu kontaktowego do kogoś z organizatorów wyjazdu. Wpadłem na świetny pomysł - PKP, więc szybko włączyłem komputer, wszedłem na stronę internetową, sprawdziłem rozkład jazdy pociągów i zadzwoniłem do informacji, żeby się upewnić. 8:40 pospieszny z Poznania do Katowic. Z lekkim opóźnieniem wylądowałem w Katach piętnaście po drugiej, tramwajem dojechałem do Chorzowa i zdążyłem za koncert Primal Fear. W depozycie zostawiłem plecak, przed bramą resztę puszek, których nie zdążyłem opróżnić i udałem się na płytę, przy wejściu dostając niebieską opaskę na rękę, żebym nie wszedł tam gdzie nie mam. Płyta była podzielona na trzy sektory - czarny, przed sceną oraz niebieski i czerwony znajdujące się za czarnym, równolegle obok siebie. Swoją drogą uważam to za głupotę, że ludzie którzy zapłacili za płytę tyle samo, byli różnie traktowani. Co prawda można było się tam dostać, ale wcześnie w południe lub przystępując do fan-klubu czy ostatecznie dać w łapę karkowi przy barierce. Cóż stałem sobie na środku, idealnie na wprost miejsca wokalisty. Występ Primal Fear, był fajny, podobało mi się brzmienie tej kapeli oraz głos wokalisty, który bardzo przypominał mi styl Judas Priest. Dość żywy koncert, przy którym spora część fanów dobrze się bawiła. Po przerwie, na scenę wszedł Behemoth. Tutaj mam mały problem, bo nie przepadam za tym rodzajem muzyki - "Ave szatan" - i co bym nie napisał i tak będzie to sama krytyka. Z tego co przyuważyłem, mało ludzi bawiło się przy tym koncercie. Najwięcej zamieszania było pod sceną, i trochę koło mnie, ale to w większości byli ludzie którzy chcieli tylko zaszaleć i zrobić kocioł. Wokalista mówił coś, że jest z Gdańska i że chce podnieść atmosferę w tych "pieprzonych Katowicach". Padł nawet tekst "Jesteśmy pięścią skierowaną w twarz Boga!". Hehe, nie wiem które dzieciaki to kupują, ale ludzie wokół mnie śmiali się z tego jeszcze długo po koncercie. Dalej występ Kreatora, ciekawa niemiecka kapela, ale niewiele mogę napisać, bo wcześniej o niej nie słyszałem. Grali koło godziny. Dalej niecałe półtorej godziny koncertu Nighwish. Bardzo fajna atmosfera, stadion powoli zaczął się zapełniać i ludzie dobrze się bawili przy tej muzyce. Troszkę denerwujące były problemy z dźwiękiem, kilka razy coś przerywało, a wzmacniacze brzęczały jakby się paliły :P Zespół promował album Once. Niestety nie znam tak dobrze tytułów piosenek, żeby je teraz wymienić ale grali takie przeboje jak 'Wishmaster' czy 'Wish I Had an Angel' oraz wiele innych naprawdę znanych, ale nie jestem pewien ich tytułów, a nie chcę nikogo wprowadzać w błąd. Ogólnie bardzo fajna zabawa.
Po tym koncercie technicy szybko zaczęli układać sprzęt i scenografię Ironów. Trwało to dość szybko bo było ich naprawdę dużo, krzątali się scenie bardzo sprawnie. Krótki test dźwięku, gitar, perkusji oraz świateł i zapadła ciemność. Słońce już zaszło, a stadion zapełnił się gęsto. Cała płyta była pełna i z trybun zajęte było jakieś 1/4 miejsc. Emocje sięgały zenitu, fani zaczęli skandować "Iron Maiden!, Iron Maiden!" Przy białym świetle do uszu wlało się intro, jakim był utwór 'Ides Of March'. Publiczność szalała i klaskała. Uff, było gorąco. Następnie 'Murders in the Rue Morgue' podczas którego muzycy wyszli na scenę. Niesamowite przeżycie, całodniowe oczekiwanie w upale i polewanie się wodą kosztującą 15 zł za butelkę, wreszcie się opłaciło i każdy mógł zobaczyć najlepszy skład Żelaznej Dziewicy. Jak zawsze żywy i energiczny Bruce przez cały koncert był świetny i dawał z siebie wszystko, mimo drobnych problemów technicznych z dźwiękiem na początku, spowodowanych tym, że debile z ochrony polewały fanów wodą z węża i zalały kable idące pod sceną, dzięki czemu wydawało się jakby Dickinson mamrotał coś do mikrofonu, fani śpiewali razem z nim i było całkiem głośno. Dalej słyszeliśmy 'Another Life' i 'Prowler'. Następnie 'The Trooper', na którym Bruce ubrany był w czerwony mundur brytyjskiego kawalerzysty. Setlista przedstawia się następująco:
  1. Ides Of March
  2. Murders in the Rue Morgue
  3. Another Life
  4. Prowler
  5. The Trooper
  6. Remember Tomorrow
  7. Charlotte the Harlot
  8. Run to the Hills
  9. Revelations
  10. Where Eagles Dare
  11. Die With Your Boots On
  12. Phantom of the Opera
  13. The Number of the Beast
  14. Hallowed Be Thy Name
  15. Iron Maiden

  16. Bisy
  17. Running Free
  18. Drifter
  19. Sanctuary
Niestety muszę powiedzieć, że publiczność nie była tego dnia zbyt żywiołowa. Widziałem, że Bruce kilkakrotnie podbiegał do fanów i wymachiwał kończynami a ci stali jak wryci. Nawet podczas bisów, kiedy to Ironi mają w zwyczaju przedłużać 'Running Free' żeby Bruce mógł się pobawić z fanami, ten robił co mógł, a fani, nie obrażając nikogo, byli tępi, sprawiali wrażenie jakby nie rozumieli, co Bruce do nich mówi. Tylko pojedyńcze jednostki były aktywne. Może było to spowodowane dużym upałem w ciągu dnia? Nie wiem. Kiedy mieliśmy śpiewać refren, wszyscy stali, a co czwarty klaskał. Porażka. Bruce wydobył z siebie: "I can't fucki'n hear that!' Nie było nawet "Ooooooooo, ooooooooo", jeśli wiecie o co mi chodzi. Raz na jakiś czas można było usłyszeć od Bruce'a jego słynne "Sream for me Poland!" oraz "Scream for me Katowice". Ciekawa to sytuacja, ale można ją w pełni zrozumieć, na pewno ciężko było mu wykrzyczeć "Scream for me Chorzów" :) Atmosfera była niesamowita. Utwór 'The Number of the Beast' był bardzo widowiskowy. W kącie za sceną pojawił się taki średniej wielkości czerwony Eddie - diabeł, z tyłu nad perkusją można było zobaczyć liczbę 666, a raczej tylko 66, bo trzecia szóstka się przepaliła i nie świeciła w niej żadna żarówka, więc, nie wyglądało to zbyt specjalnie. Na początku i końcu utworu buchały takie fajne, efektowne płomienie, jakich wcześniej u Maiden nie widziałem. W środku utworu, na scenę wbiegły cztery diablice, które biegały-tańczyły wśród muzyków. I tu coś zabawnego, jednej z nich odpadł ogon, a szalony Bruce z uśmiechem na twarzy podniósł go, pokazał fanom, pobiegł za dziewczyną i pół minuty próbował przyczepić jej do tyłka :) Zabawny widok. Przy wykonywaniu 'Iron Maiden' za sceną wyłonił się duży, tekturowy Eddie, jako postać z pierwszego albumu. Taki jak na okładce. Pomiędzy każdymi utworami wszyscy bili brawa i krzyczeli "Iron Maiden!". Przed koncertem spora część fanów miała nadzieję, że zespół zagra nie tylko utworzy z pierwszych czterech płyt, jak zapowiedział wcześniej, ale też kilka nowszych. Jak sami widzicie, nic z tego. Kilkukrotnie krzyczeliśmy w kółko "Frear of the dark, fear of the dark", ale bez skutku, Bruce stanął na chwilę, nadstawił ucho i z uśmiechem na twarzy, do reszty zespołu powiedział: "Is taht polish? What they say?", dalej: "So, girls, boys and anybody in beetween, everytime we've come to Poland first time in 1984, there was an other people but most of them go home, and we come back here every year and in the world of MTV bullshit you're still here". Dalej było o tym, że bez fanów nie byłoby już zespołu oraz zapowiedź następnej wizyty u nas, promującej nowy krążek planowany na przyszły rok. Jak zwykle na bisy trzeba było "trochę" poczekać i swoje wyklaskać. Kiedy zespół ponownie wszedł na scenę, tłum ponownie krzyczał 'Fear of the dark' ale i tym razem bez skutku. Podczas kawałka 'Drifter' na scenę wszedł ten właściwy, duże Eddie i drażnił się z zespołem, jak zawsze najwięcej z Janickiem. Później 'Sanctuary' i tym sposobem wszyscy dotrwali do końca festiwalu, powoli docierała do nas myśl, że ten wielki i widowiskowy show właśnie dobiegł końca. Godzina 23:20. Spora część fanów dalej krzyczała "Iron Maiden! Fear of the Dark" ale to już był naprawdę koniec. Ja razem z resztą ludzi powoli kierowałem się do wyjścia. Po raz kolejny widziałem Iron Maiden. Warto było. Jak tylko będę miał okazję pojechać jeszcze raz, to pojadę.

Później próbowałem znaleźć kogoś z Poznania, kto jechał tą grupą, z którą ja miałem jechać i za co zapłaciłem, ale się nie udało, za dużo ludzi. Wmieszałem się w tłum, doczepiłem do innych, którzy kierowali się w tym samym kierunku co ja i ruszyliśmy na peron. Pociąg do domu koło trzeciej, więc było trochę czasu na wegetowanie na kawałku murku. Był to całkiem długi, ale jakże emocjonujący dzień. Tak właśnie było, jeżeli o czymś zapomniałem to przepraszam. Serdecznie pozdrawiam ekipę ze Śremu z którą wróciłem, Michała z Poznania z którym jechałem do Katowic i dzielnie trwałem przez cały dzień, oraz Norberta z Gostynia, który udostępnił mi swoje zdjęcia, materiały audio i video, do których niedługo podam linki.

Stay heavy!