Niech Wytwórnie Płytowe Robią W Gacie

 

Przed wami wywiad jaki został przeprowadzony dla serwisu cgm.pl przed koncertem na Metalmanii, 24.03.2007.

Blaze Bayley (właściwie Bayley Cook), urodzony 19 maja 1963 roku w Birmingham to dysponujący potężnym głosem brytyjski wokalista metalowy, znany przede wszystkim z występowania w grupach Wolfsbane oraz – w latach 1994-1999, w legendarnym Iron Maiden, z którym nagrał płyty „The X Factor” (1995) i „Virtual XI” (1998). Po opuszczeniu Iron Maiden sformował własny zespół BLAZE. Jego dyskografia obejmuje trzy studyjne albumy – „Silicon Messiah”, „Tenth Dimension”„Blood & Relief”, a także koncertowe wydawnictwo „As Live As It Gets”. Specjalnie dla CGM.PL opowiada o swojej dotychczasowej karierze, związanych  z nią sukcesach i rozczarowaniach, a także o planach na przyszłość, w tym jutrzejszym (24.03.2007) koncercie podczas katowickiej Metalmanii

– Ostatnią płytę, „Blood & Relief”, wydałeś trzy lata temu, a potem słuch o twoich poczynaniach właściwie zaginął. Co się stało?
Musiałem uporać się z paroma problemami związanymi z moim kontraktem, a takie rzeczy zawsze zajmują sporo czasu. Przede wszystkim zerwałem umowę z wytwórnią, która absolutnie nie poczuwała się w obowiązku w jakikolwiek poważny sposób do promowania mojej muzyki. Uważali, że granie koncertów, nie mówiąc już w ogóle o jakimś tournee, niekoniecznie jest mi potrzebne. A koncerty to całe moje życie. Jestem muzykiem, i wszystko im podporządkowuję, a dzisiejszych czasach bez nich właściwie nie istniejesz. Płyty są ważne, to prawda, ale granie na żywo moim zdaniem jeszcze bardziej. To było szalenie frustrujące. Co z tego, że moje płyty się fanom podobały, a i dziennikarze nie szczędzili pochwał, skoro nie mieliśmy możliwości grania na żywo i pokazania ludziom, czym naprawdę jest Blaze Bayley Band. Wyobraź sobie, że po wydaniu pierwszej płyty [„Sonic Messiah” – przyp. CGM.PL] nie zagrałem ani jednego koncertu! A więc w końcu zerwałem umowę, założyłem własną wytwórnię i podpisałem kontrakt z nowym managementem. I teraz mam więcej czasu, by zająć się muzyką i mieć nad nią pełną artystyczna kontrolę. To jest dla mnie nowy początek.

– Tym bardziej że rozstałeś się też z muzykami, którzy grali z w Blaze Bayley Band.
Tak, ale to był ich wybór [chodzi o gitarzystów Olivera Palotai Lucę Princiottę, basistę Christiana Ammanna i perkusistę Daniela Schilda – przyp. CGM.PL]. Stwierdzili, że nie są w stanie w pełni zaangażować się w mój zespół. Na szczęście znalazłem nowych ludzi i teraz mam najlepszy skład, z jakim kiedykolwiek grałem. Wierzę, że ten zespół przetrwa wiele lat.

– Zdradzisz ich personalia?
Dopiero na Metalmanii. To będzie niespodzianka. Okazja jest przednia, bo w katowickim „Spodku” nagramy pierwsze DVD Blaze Bayley Band.

Nie za duże to ryzyko? Pierwszy koncert w nowym składzie i od razu DVD?
Kto nie ryzykuje, ten nie odnosi sukcesów. Ale nie, nie pękam, bo gram ze wspaniałymi ludźmi i stuprocentowymi profesjonalistami. Wszyscy jesteśmy tym koncertem niesłychanie podekscytowani. Zresztą, Polskę wybrałem nieprzypadkowo. Kocham tutejszych fanów i wiem, że wielu z nich zna i ceni moją muzykę, no i oczywiście kojarzy mnie z Iron Maiden. Dlatego specjalnie dla nich zagram sporo kawałków z płyt „The X Factor” „Virtual XI”, plus kilka moich utworów. Mam nadzieję, że wyjdzie z tego niezła kombinacja, która wszystkim się spodoba. Kurcze, nie ma innego wyjścia. Musi się udać! Polscy fani to wyjątkowo szalone skurczybyki, mam do nich pełne zaufanie.

– Zagrasz premierowe kawałki?
Nie, mimo że początkowo to planowałem. Zabrakło czasu, by dopracować i przećwiczyć nowy materiał, który zresztą ciągle powstaje. Ukaże się na początku przyszłego roku.

– Podobno twój były już gitarzysta, Oliver Palotai, zarejestrował nowe piosenki Blaze Bayley Band na swoje nazwisko?
Zarejestrował utwory, nad którymi razem pracowaliśmy, oparte głównie na moich pomysłach. On twierdzi, że te pomysły to już skończone piosenki, ja uważam, że dopiero szkice, nad którymi trzeba było jeszcze popracować. Zrobił to, trudno, jego sprawa. Ja się tym nie przejmuję, gdyż materiał, jaki obecnie powstaje, jest o niebo lepszy, znacznie ciekawszy i bardziej progresywny! Nie zmienia to oczywiście faktu, że Oliver postąpił nie fair i po porstu ukradł moje pomysły.

– Nie denerwujesz się, że jesteś głównie kojarzony jako były wokalista Iron Maiden?
Absolutnie nie. Czym tu się tu denerwować? To wspaniały zespół. Był legendą, zanim do niego dołączyłem, i każdy, kto w nim kiedyś grał, miał zaszczyt stać się w mniejszym lub większym stopniu częścią jego wielkiej spuścizny. Jestem bardzo dumny z wszystkiego, co w nim zrobiłem, a „The X Factor”„Virtual XI” to doskonałe płyty, które przetrwały próbę czasu. Zresztą, Ironi nadal grywają na koncertach utwory z tych płyt, co tylko dowodzi, że odwaliliśmy w tamtym składzie kawał dobrej roboty. Mam świadomość, że tysiące ludzi zna mnie z głównie z Iron Maiden czy Wolfsbane [pierwszy zespół Bayela – przyp. CGM.PL], i nigdy nie słyszało na żywo Blaze Bayley Band. Tym bardziej więc cieszę się na pracę z nowym managementem, który powinien pomóc mi tę sytuacje zmienić.

– W jaki sposób zostałeś muzykiem?
Pochodzę z bardzo biednej rodziny – do 11. roku życia nie mieszkałem nawet w normalnym domu, tylko w przyczepie, w małej, zapomnianej wiosce. Nie mieliśmy telewizji, więc jedynym kontaktem ze światem było radio TV, którego słuchałem niemal bez przerwy. I to miało decydujące znaczenie. Kiedy w gimnazjum moi przyjaciele puścili mi Black Sabbath, AC/DC i Sex Pistols, momentalnie pokochałem tę muzykę. Po skończeniu szkoły pracowałem jako nocny portier w hotelu. Byłoby to mało inspirujące doświadczenie, ale… nie nudziłem się. Stał tam taki stary fortepian, na którym w wolnych chwilach grałem. Szybko zacząłem też śpiewać. Pewnego dnia powiedziałem: „Pieprzę to, nie będę do końca życia pracować w tym hotelu. Moim powołaniem jest muzyka”. I o to jestem [śmiech].

– Lubisz płyty, które nagrałeś z Wolfsbane?
Rzadko do nich wracam, ale jestem z nich naprawdę dumny. Mimo że na przełomie lat 80.i 90. , kiedy powstały, byłem młodszy, niedoświadczony i na pewno nie umiałem tak dobrze śpiewać. To był szalony czas, podporządkowany nie tyle śpiewaniu, co piciu czy podrywaniu dziewczyn. Prawo młodości.

– Pamiętasz, co poczułeś, kiedy dowiedziałeś się, że zastąpisz Bruce’a Dickinsona w Iron Maiden?
Byłem niewyrażalnie szczęśliwy. Bałem się reakcji fanów, ale ci dali mi szansę i przyjęli mnie wspaniale. Zwłaszcza polscy. Nie mówię tego dlatego, że z tobą teraz rozmawiam. To nie jest kurtuazja. Pamiętam, jak kiedyś czekali na nas przed hotelem o piątej rano. Przyjechaliśmy z Rumuni, wykończeni, a tu słyszymy „Look For The Truth” [utwór z płyty „The X Factor” – przyp. CGM.PL]. Na pewno ten kawałek dla nich w sobotę zagram.

Jak oceniasz kondycję współczesnego metalu?
Trzyma się świetnie. To muzyka pełna mocy i pasji, wymagająca wielkich umiejętności. Wierzę, że zawsze będzie dla niej miejsce. Tak długo, jak ludzie będą chcieli grać na gitarze, tak długo będą grali tę muzykę.  A dzięki Internetowi o wiele więcej nowych zespołów może dotrzeć do słuchaczy, bez pośrednictwa wielkich wytwórni. Kiedyś było to niemożliwe, teraz nie stanowi żadnego problemu. I dobrze – niech potentaci płytowi robią w gacie. Może w ten sposób zrewidują swoje podejście do muzyków i przestaną tak brutalnie skubać muzyków i fanów.

Rozmawiał: Paweł Piotrowicz