22 marca 1982
PRODUCENT
Martin Birch
WYTWÓRNIA
EMI (EMC 3400), Harvest (Ameryka Północna)
STUDIO NAGRAŃ
Battery Studios
Najeźdźcy (Invaders)
Widać łodzie w oddali
Znak, że wojna się zacznie
Nordyckich wojowników wielu
Lśnią w słońcu ich miecze i tarcze
Chwyćcie za broń i się brońcie
Stańcie do walki o swoje życie
Nadszedł dzień sądu, więc czujni bądźcie
Nie uciekajcie w popłochu, nie ustępujcie
Przybyli tu morzem
W blasku słońca wrogowie
Żar leje się z nieba
Bitwę zwyciężyć trzeba
Najeźdźcy… Łupieżcy
Najeźdźcy… Grabieżcy
Rozpalcie ogniska w obozach
Ostrzeżcie tych na lądzie
Trzeba wydać odezwę
Bo nie starczy nam ludzi
Wikingów jest zbyt wielu
Zbyt mocni są, by im podołać
Wezwijcie posiłki
Sami nie stawimy im czoła
Na wzgórze zaczynają się wspinać
Zaraz ruszą do ataku
Przyszli, by zabijać
Nie ma już odwrotu
Najeźdźcy… Walczą
Najeźdźcy… Łupią
Szczęk kruszonych toporów i buzdyganów
Ciała rannych wojowników leżą na ziemi
Porozrywane członki i śmiertelne rany
Trup w morzu krwi się ścieli
Zapach śmierci i woń spalonego mięsa
Półżywi walczą do samego końca
Anglosasi przytłoczeni
Padli ofiarą potężnych Skandynawów
Rozproszcie się, by uciec gdzieś
Bitwa i tak przegrana jest
Lepiej odejdźcie stad daleko
By walczyć znowu jutro
Najeźdźcy… Gwałcą
Najeźdźcy… Plądrują
Dzieci Przeklętych (Children Of The Damned)
Porusz się jak małe dziecko
Lecz jego wzrok może cię przepalić na wylot
Czarne oczodoły to jego złote spojrzenie
Bóg świadkiem, że chce wrócić do domu
Dzieci Przeklętych
Porusz się jak trup
Gdyby żył wtedy, ukrzyżowałby nas wszystkich
Teraz staje na ostatnim stopniu
O niepamięci pomyślał, co kusi nas wszystkich
Dzieci Przeklętych
Ogień parzy mu ręce, zaczyna się śmiać
Uśmiecha się, gdy ogień przypala mu ciało
Krzyczy z bólu, gdy stapia mu twarz
Skóra schodzi mu z powiek
Patrz jak umiera zgodnie z planem
Teraz został niego popiół, czego nas to uczy?
Jesteście Dziećmi Przeklętych
Przyparci do muru zwracacie wzrok ku słońcu
Jesteście Dziećmi Przeklętych
W blasku światła spalacie się jak świece
Dziś w nocy znów zapłoniecie
Jesteście Dziećmi Przeklętych
Więzień (The Prisoner)
Chcemy informacji… informacji… informacji…
Kim jesteś? Nowy Numer Dwa.
Kto jest Numer Jeden? Ty jesteś Numer Sześć.
Nie jestem numerem! Jestem wolnym człowiekiem!
Ukrywam się, zabić mógłbym żeby zjeść
Padam z głodu, na nogach ledwo trzymam się
Idę na całego, czuję w sobie bestię
Robię ci mi się podoba, robię to co zechcę
Biegnij, walcz by żyć, bo ciężko jest
Raz mnie widzisz a raz nie
Zburzę ściany, wyrwę się
Nie jestem więźniem, jestem wolną istotą
Moja krew należy tylko do mnie
O przeszłość nie dbam
Wiem tylko, że wychodzę
Jeśli ty mnie zabijesz, to w samoobronie
Jeśli ja ciebie, zemstą to nazwę
Splunę ci w oczy moje wyzwanie
Zaczniesz się bać, gdy cię zawołam
Biegnij, walcz by żyć, bo ciężko jest
Raz mnie widzisz a raz nie
Zburzę ściany, wyrwę się
Nie jestem numerem, jestem wolną istotą
Będę żyć jak chcę
Lepiej wymaż mnie ze swojej czarnej księgi
Bo i tak prześcignę cię
Aleja akacjowa 22 (22 Acacia Avenue)
Jeśli czujesz się samotny i jest ci źle
Znam miejsce, gdzie możemy wybrać się
Na Akacjowej mieszka kobieta, która każdy zna
Jeśli masz tylko ochotę się zabawić
I gotów jesteś swoje zapłacić
To szykuj piętnaście funciachów
Bo każdy jakieś zachcianki ma
Jeśli nie chcesz długo czekać
Aż wszyscy inni swoje załatwią
Powiedz jej, że mnie znasz
Wtedy może nawet da ci za darmo
Kiedy tylko będziesz w East Endzie
Tonie wahaj się tam wejść
Możesz na słowo mi wierzyć
Nauczy cię więcej niż jesteś w stanie znieść
Nie czas już skończyć z tym wariackim życiem?
Nigdy nie myślisz, co będzie potem?
Po co ci w ogóle takie zajęcie?
Zależy ci na forsie, czy może lubisz rżnąć się?
Kiedy pewnym krokiem tak przechadzasz się
Faceci zaraz chcieliby cię mieć
Kiedy idziesz w dół ulicą
Wszyscy przystają i na ciebie gapią się
Pod numer 22 zaglądamy wszyscy
Zobaczysz, że w środku jest ciepło
I pali się dziś czerwone światło
Rób z nią co chcesz, może być bita, poniewierana
Ugryź ja, podnieć, rzuć ją na kolana
Lżyj ją, wyżyj się, wszystko, co jej dasz weźmie
Pieść ją, molestuj, zawsze zrobi jak zechcesz
Przecież ty cały czas uciekasz
Zostanie z ciebie wrak człowieka
Zmarnowałaś sobie życie
Twierdzisz, że to co robisz daje zyski
Więc dobre jest, nie rań tych wszystkich
Co kochają cię, nie odrzucaj ich
Ci wszyscy faceci, co ślinią się stale
Nie dla ciebie takie życie, skończ z tym ciupcianiem
Pakuj walizki i choć ze mną
Liczba bestii (The Number Of The Beast)
Biada wszystkim na ziemi i morzu, gdyż Szatan wie, że
czasu niewiele zostało i Bestię zsyła… Tu jest potrzebna
mądrość. Kto ma rozum niech liczbę Bestii przeliczy:
liczba ta bowiem człowieka. A liczba jego: sześćset sześćdziesiąt
sześć. – Apokalipsa św. Jana, 13, 18
Zostałem sam z pustką w głowie
Potrzebowałem czasu, by wykrzesać z niej wspomnienia
Co to było? Czy mogę wierzyć, że to co widziałem
To prawda była nie fantazja?
Czy w snach z przeszłości ujrzałem
Wpatrujące się we mnie odbicie
Własnego spaczonego umysłu?
Bo w moich snach w noc każdą gości
Koszmarna twarz, co mózg wykrzywia
I załamanie przynosi
To była ciemna noc, nie było sensu wiać
Chciałem upewnić się, że nikt nie śledzi mnie
We mgle dostrzegłem sylwetek jakiś ruch
Czy ja to widziałem, czy zmysły postradałem?
666 to jest liczba bestii
Zrodził ją na świat ogień diabelski
Pochodnie buchnęły, święte pieśni z gardeł popłynęły
Z płaczem wzniesiono do nieba dłonie
Noc rozpromienia jasny promień
C ceremonia się rozpoczęła, Szatan dokonał dzieła
666 to bestii liczba jest
Ofiarny rytuał rozpoczął się
To nie może tak trwać, władzy muszę dać znać
Czy to jeszcze jawa jest, czy jakiś wariacki sen?
Tłumy skandują, coraz mocniej hipnotyzują
Nie umiem im się oprzeć… wciąż patrzą mi w oczy
666 to bestii liczba jest
666 dla ciebie i dla mnie też
Już wkrótce powrócę
Nawiedzę twe ciało i w ogień obrócę
Bo mój jest i ogień i siła jest
Ja mam władzę i panuję nad mym złem
Uciekajcie na wzgórza (Run To The Hills)
Biały człowiek od morza przybył
Nędzę i cierpienie nam przyniósł
Wybił nasze plemiona, zniszczył wierzenia
Wytrzebił dla zabawy dziką zwierzynę
Walczyliśmy dzielnie, choć nie było lekko
Na wielkich równinach zrobiliśmy im piekło
Lecz było ich zbyt wielu dla ludu Cree
Czy zdążymy jeszcze wolni być?
W tumanach kurzu przez pustkowie pędzą
Konie galopują po równinach ciężko
Zaganiają Indiańców z powrotem do ich nor
Pokonują ich na ich własnym terenie
Morderstwo za wolność, cios w plecy nożem
Kobiety, dzieci, atakują tchórze
Uciekajcie na wzgórze, walczcie o życie
Uciekajcie na wzgórze, walczcie o życie
Żołnierze na jałowym pustkowiu
Polują i zabijają zwierzynę
Wyrzynają mężczyzn, gwałcą ich żony
Dobry Indianin, to ten oswojony
Sprzedają im whisky, złoto zabierają
Wyniszczają starych, młodych zniewalają
Uciekajcie na wzgórze, walczcie o życie…
Półświatek (Gangland)
Cienie mogą cię ukrywać, mogiła mogą też się stać
Dzisiaj uciekniesz, lecz może już jutro przestaniesz się bać
Prosisz o światło dnia i chwilę wytchnienia
Czy twoje dzieci z mordercą będą miały do czynienia?
Martwi – nic nie powiedzą
W półświatku – morderstwo na sprzedaż
Martwi – nic nie powiedzą
W półświatku – gdzie giną kryminaliści
Twarz w oknie łypie na ciebie wrogo
Choć to tylko twoje odbicie, ciarki cię przechodzą
Ile można się ukrywać? Jak długo trzeba czekać?
Siedzisz jak szczur w pułapce, ale musisz przetrwać
Cieszyłeś się kiedyś przez chwilę wolnością
Powietrzem się upajałeś, a świat był jak przyjaciel
Aż przyszedł dzień, gdy zaczęło źle dziać się
Zostałeś sam, ale żywy na jak długo?
Nóż przystawiony do gardła, następne ciało na śmiecie
Z umowy się wywiązać, robotę wykonać z uśmiechem
Morderstwo z zemsty albo za pieniądze
Śmierć na ulicy lub więzienie mroczne
Martwi – nic nie powiedzą
W półświatku – morderstwo na sprzedaż
Martwi – nic nie powiedzą
W półświatku – gdzie giną kryminaliści
W półświatku – nie zdradza się tajemnic
Całkowite zaćmienie (Total Eclipse)
Mrok zimny jak stał swej godziny czeka
Dzieci oddają pokłon słońcu i przelękłe krzyczą
Zemsta matki natury na tych, co niweczą jej cud
Dzieci wojny w Rajskim Ogrodzie
Zamienią prochy nasze w lód
Słońce nie wschodzi – ognie zamienione w sople
Słońce nie wschodzi – nie czujemy własnych potrzeb
Na całym świecie ludzie przystają
W ich oczach przerażenie
Cień padł na nich wszystkich
By zmiażdżyć ich jak muchy
W lodowatym deszczu, rozszalałym morzu
Nie ma dokąd uciec
Uderzenie zimy niczym huraganu młot
Na całym świecie oczekiwanie
Na jakieś mądre słowo od przywódcy
Bo nie tylko obłąkani słuchają głupców
„Czy to już koniec?” krzyczeli
Ściskając kurczowo bogactwa swe umierali
By przetrwać trzeba burzę przetrzymać
Minął już czas, gdy człowiek patrzył z wyższością
Jego święta korona już dawno z głowy strącona
Tak wiele czasu trwała niewola
To dopiero początek, podróż jeszcze nie skończona
Pozdrowione niech będzie twe imię (Hallowed Be Thy Name)
Czekam aż uderzą w dzwon, siedząc w tej zimnej celi
Rozmyślam nad przeszłością, choć czasu mam niewiele
Bo o piątej zawisnąć mam na szubienicy
Zegar ostatnie dla mnie chwile liczy
Przyszedł już ksiądz z ostatnim namaszczeniem
Przez kraty raz jeszcze rzucam spojrzenie
Na świat, co tak mi się nie udał
Możliwe, że ktoś się pomylił po prostu
Nie mogę powstrzymać strachu, co we mnie wzrasta
Czy to naprawdę koniec wszystkiego, a nie zły sen jakiś?
Niech ktoś mnie przekona, że to tylko zły sen
Od krzyku nie łatwo jest powstrzymać się
Słowa uciekają, kiedy chcę coś powiedzieć
Łzy płyną, lecz czemu ja właściwie płaczę
Śmierci przecież nie musze bać się
Wierzę w to, że nic naprawdę się nie kończy
Kiedy strażnicy eskortują mnie na plac
Ktoś woła z celi: „ Z Bogiem idź”
Lecz jeśli Bóg istnieje, dlaczego na to pozwala?
Idę, a całe życie przed oczami mi faluje
Choć bliski mój koniec, niczego nie żałuję
Pochwyćcie moją duszę, bo gotowa jest ulecieć
Zważcie na me słowa, wieżę, że dusza moja żyje
Niw martwcie się, bo choć odszedłem z tego świata
Odszedłem tam, gdzie mieszka prawda
Kiedy twój koniec będzie już blisko
Może zrozumiesz wtedy wszystko
Życie tutaj to tylko dziwne złudzenie