Legendarny Dick Bell – 08/2010

 

Każdy, kto widział dokument Flight 666 wie, że Dick Bell zawsze ma ostatnie słowo. Pracuje dla Maiden już od prawie 30-tu lat, więc widział prawie wszystko. Oto spostrzeżenia, w których opowiada o tym, jak przebiega proces organizacji trasy koncertowej, począwszy od koncepcyjnych planów aż po pierwsze koncerty.

Jak to się zaczyna

Zanim rozpocznie się jakakolwiek trasa koncertowa, najpierw musi pojawić się wspólna chęć organizacji takiego przedsięwzięcia oraz uzasadniony powód owej trasy. Zasadniczo, dzieje się to pomiędzy Rodem a zespołem i zależy od tego, czy jest jakiś produkt który należy w ten sposób promować – może to być DVD, CD, kombinacja obu lub nowy album zespołu czy cokolwiek co ma większy sens. I właśnie od tego zależy powstanie planów organizacji trasy koncertowej.

Czasami decyzja o trasie koncertowej zapada na dwa lata wcześniej – nie konkretne szczegóły, ale sam termin. Czasami wszystko organizowane jest w trzyletnim kręgu wydarzeń, więc dość łatwo jest przewidzieć kiedy odbędzie się nowa trasa.

Kiedy już zapadnie decyzja o zrobieniu trasy koncertowej, Rod dzwoni do agentów. Jeden agent jest odpowiedzialny za Północną Amerykę a drugi za Europę i resztę świata. Agenci rozmawiają z promotorami działającymi na danym terenie. Każdy kraj Europejski ma swoich własnych promotorów, ale oczywiście agent nie musi kontaktować się zawsze z tym samym promotorem. Agent dostaje informację zwrotną od promotorów, którzy to prawdopodobnie dostają informacje ze związanego z nimi środowiska. Wszystko wraca następnie do Roda, który zazwyczaj mówi: „OK, zajmijmy się tym albo tamtym terenem” lub „Są wakacje, zróbmy trasę po festiwalach” lub „Zorganizujmy jakieś duże koncerty sami” lub „Zróbmy trasę koncertową w Północnej Ameryce dopiero jesienią, bo w tym okresie jest mało koncertów” lub ‘Tego lata zagrajmy tylko na Amerykańskich stadionach”.

Więc tak to wszystko się zaczyna. Można zrobić porównanie do żywego organizmu, który sam rośnie z biegiem czasu. Wszystko jednak musi wyjść od ustaleń zespołu, a potem menadżerowie mogą wymyślać co robić dalej.

Dopasowanie

Każda trasa wygląda inaczej w zależności od tego w jaki region się jedzie. Jeżeli jedziemy do Australii, Japonii czy Południowej Ameryki to lokalni promotorzy załatwiają hotele, oświetlenie, wyposażenie sceny, sprzęt nagłaśniający a my bierzemy ze sobą elementy wpływające na wygląd sceny, kurtyny, system monitorujący i konsole dźwięku. Jeśli jeździmy na festiwale to sprawa wygląda podobnie, tyle że dodatkowo musimy brać ze sobą sprzęt nagłaśniający i oświetlenie a także zadbać o transport dla całej naszej załogi w tym obsługi technicznej. Jeśli jedziemy w takie miejsca jak Australia, to zabieramy ze sobą około 20 osób. Jeśli zaś mamy sami przygotowywać cały koncert to potrzebujemy zabrać ze sobą około 30-34 osoby.

Przyczyną tych różnic jest to, że gdy podróżujemy po świecie za pomocą Ed Force One, to możemy zabrać tylko 9 ton sprzętu, a więc mamy ograniczony limit tego co chcemy zabrać. Dlatego też lokalni promotorzy muszą nam zapewnić systemy nagłośnienia, oświetlenie, scenę i tym podobne, ponieważ my sami ich nie zmieścimy w samolocie. Na Australijskiej części ogólnoświatowej trasy koncertowej promotorzy mogli nam dostarczyć wszystko czego potrzebowaliśmy, ale gdybyśmy chcieli zagrać tam tylko jeden koncert musielibyśmy sami wszystko zorganizować, a wtedy całość trzeba wysłać kontenerami na statku co zajmuje około 6-8 tygodni a potem odesłać z powrotem przez kolejne 6-8 tygodni. Gdybyśmy nie mieli nic innego do roboty, to może nawet dałoby się to wykonać, ale gdy zaraz potem mamy dać koncert np. w Japonii, to jest to niemożliwe.

Mamy trzy sceny, więc w zasadzie jedną możemy wysłać gdzieś statkiem, drugą wysłać w inne miejsce a trzecią w jeszcze inne miejsce i tylko przeskakiwać w jednego miejsca na drugie, podczas gdy owe komplety scen ciągle się przemieszczają.

Staramy się unikać kurierskich transportów lotniczych, ponieważ są bardzo drogie. Sprzęt może być transportowany na wiele sposobów. Można go wysłać statkiem, ciężarówkami lub też tzw. paletą na niskim pokładzie, w każdym szerokim samolocie. Na końcu mamy też Ed Force One na trasy ogólnoświatowe.

Można zabrać ze sobą tylko to, co się zmieści. Oczywiście, każdy chciałby wziąć wszystko to, na co ma ochotę ale nie zawsze można, ponieważ mamy limity objętościowe. Zazwyczaj kiedy podróżujemy, każdy członek zespołu ma własną skrzynię transportową, ale kiedy lecimy Ed Force One lub korzystamy z płatnych przesyłek lotniczych to wszyscy muszą się podzielić tylko jedną taką skrzynią.

W trasie

Każdy region świata rządzi się własnymi prawami. W Południowej Ameryce mogliśmy sobie przetransportować ciężarówką efekty specjalne, już teraz nie pamiętam, ale chyba z Sao Paulo do Santiago – jest to więc trasa na pięć lub sześć dni jazdy. Potem transport z Santiago do Buenos Aires, chyba, zabrał tylko 36 godzin jazdy, więc mogliśmy zrobić przerwę pomiędzy koncertami tylko na jeden dzień.

Więc kiedy daty koncertów układają się w całość i są przekazywane do Roda, ten przesyła je do mnie, w celu konsultacji nad możliwościami logistycznymi. W Europie koncerty odbywają się czasem w tak dużych odległościach od siebie, że biorąc pod uwagę przeróżne dyrektywy, musimy wysyłać po czterech kierowców jedną ciężarówką. Trasę z Bergen do Budapesztu robimy w dwa dni i tak sobie liczę, że jest to około 2,500km. Kierowca może prowadzić tylko przez określoną liczbę godzin i nie wolno mu nawet przebywać w aucie kiedy nie prowadzi. Wystarczy policzyć ilu kierowców musi czekać na trasie żeby się zmienić! Jednego dnia ktoś nawet wsiadł na zmianę do złej ciężarówki i pojechał w złą trasę! Te zasady dotyczą wszystkich, więc jeśli jakiś zespół robi dużą trasę koncertową i ma 30 ciężarówek, to potrzebuje nawet 120 kierowców.

Koszty na opłacenie dodatkowych kierowców mogą nawet sięgnąć tyle samo co wynajęcie ciężarówek! To jest nowa dyrektywa, dzięki czemu ma być bezpieczniej, ale niestety też bardzo drogo. Tak czy inaczej, musimy działać zgodnie z przepisami, bo gdyby w razie kontroli zatrzymano jakąś ciężarówkę, trzeba byłoby odwoływać koncert. Taka sama sytuacja dotyczy autobusów; musisz mieć dwóch kierowców cały czas.

No i jest też sprawa logistyki; czy da się to wszystko uciągnąć? Bo jeśli zdarzy się że trzeba gdzieś pojechać a potem wrócić, a nie da się przesunąć terminu koncertu, to trzeba sobie poradzić. Rozglądamy się za nocnymi transportami lotniczymi lub czarterujemy cały samolot, a to już kosztuje bardzo dużo pieniędzy. Tak więc jeśli nie zarabia się ogromnej kasy, nie warto tego robić. Żaden w tym interes, żeby pojechać w trasę koncertową i nie zarobić, bo kto nam dopłaci brakującą różnicę? Nie zrobimy przecież zrzutki na pokrycie kosztów z własnej kieszeni.

Teraz mamy zaplanowaną trasę, logistykę i policzone koszty. Najczęściej wykorzystujemy dwa zestawy scen, robi tak wiele zespołów – nie jesteśmy jedyni. Rozsyła się sprzęt w dwa miejsca i zespół dolatuje z jednego miasta do drugiego. Ale trzeba pamiętać, że nie warto tak robić, dopóki nie jest to ekonomicznie opłacalne. I szczerze mówiąc, tak jak większość ekipy, zespół lubi po koncercie zejść ze sceny, wziąć prysznic, wskoczyć do autobusu i podróżować nocą w kolejne miejsce – wtedy można wypić piwo, obejrzeć film lub się przespać.

Dla mnie latanie to koszmar. Po koncercie późno wracam do hotelu i muszę wcześnie wstać następnego dnia aby zdążyć na lotnisko, zgłosić się i zebrać całą ekipę. Z drugiej strony mogę wziąć autobus, przespać się, a jak się obudzę – jestem już na miejscu. Autobus to nasz dom na kółkach.

Ponieważ nie można zorganizować dużych koncertów niedaleko od siebie a festiwale są organizowane w z góry wyznaczone dni, transport jest bardzo skomplikowany. Zawsze jednak jest rozwiązanie – no, prawie zawsze. Czasami jedynym rozwiązaniem jest stwierdzenie typu „Nie, tego się nie da”. Przyczyną może być zakaz transportu w niedzielę w Austrii, lub zakaz przejazdu ciężarówek w niedzielę przez Szwajcarię, chyba że robi się tam tego dnia koncert. Również przez Niemcy i Francję nie można przewozić ciężarówek w niedzielę, chyba że ma się specjalne pozwolenia, które można uzyskać tylko jeśli robi się w tych krajach koncert i trzeba wozić sprzęt akurat tego dnia, aby zdążyć na czas. Więc mając listę miejsc gdzie mamy zagrać, najpierw patrzymy gdzie i kiedy nie wolno przewozić sprzętu. Listę miejsc i dat przesyłamy firmie transportowej, która się tym zajmie ponieważ pracują tam specjaliści znający się na przepisach w każdym państwie.

Bezpieczeństwo

Kiedy mamy ustalone wszystko co powyżej, pora popracować nad budżetem. Robię to we współpracy z Ianem, który jest menadżerem trasy oraz z pracownikiem działu księgowości – Pete De Vroome. Zawsze jeden z nas goni innego, bo zdarza się czasem czegoś zapomnieć. Niezależnie od tego, ile razy już przygotowywaliśmy trasę koncertową, za każdym razem jest inaczej. Żadna nie jest taka sama. Jeśli używamy materiałów pirotechnicznych, to trzeba je przewozić w określony sposób; trzeba je przywieść w określone miejsce i zrobić to bezpiecznie, co samo w sobie stwarza już problemy.

Trzeba również zwracać uwagę na różne zasady rządzące finansami w danym państwie. Podatek potrącany u źródła to według mnie mętna sprawa. Mamy grać w jakimś kraju i mówi się nam „Ok, zapłacimy wam 10 funtów za występ, ale 2 funty zatrzymamy u siebie na wypadek gdybyście nie odprowadzili podatku dochodowego w naszym kraju”. Robią tak nawet, kiedy nie jesteśmy zobowiązani odprowadzać żadnego podatku dochodowego akurat w takim czy takim kraju! Bo w razie gdybyśmy kiedyś jeszcze zarobili tam pieniądze to podatek byłby już odprowadzony i takie tam duperele, ogólnie ściema. Wszystkie państwa mają swoje własne prawa, a najdrożej zawsze wychodzi w Niemczech. Nie ma jednych przepisów podatkowych w Unii Europejskiej. Może coś się zmieni za 2000 lat…

Przepisy odnośnie głośności muzyki też są wszędzie inne. Nie rozumiem dlaczego ludzie nie mogą zorganizować żadnego festiwalu na jakimś zadupiu. Taki Reading na przykład; chyba już gorszego miejsca na festiwal nie można znaleźć, każdego roku są problemy związane z hałasem. Na pewno są jeszcze miejsca na świecie, gdzie można puścić muzykę tak głośno jak się chce, prawda? W Szwajcarii, jeśli udostępnisz ludziom stopery, to można podkręcić muzykę nieco głośniej! Skończyły się już czasy, kiedy wystarczyło beztrosko powiedzieć sobie „pójdźmy gdzieś zorganizować koncert!”. Teraz już tak się nie da.

Promotor musi uzgodnić z kierownictwem i zespołem co powinien dostarczyć, co my powinniśmy dostarczyć, ile to będzie kosztować, kto zapłaci za to, kto zapłaci za tamto… Potem trzeba zdobyć licencje na organizację koncertu, pójść do odpowiednich ludzi w administracji załatwić pozwolenia i wszystko inne.

Jest jeszcze kwestia zdrowia i przepisów BHP. Doszła też nowa sprawa wymogów sanitariuszy i ochroniarzy. Na niektóre trasy zabiera się własnych pracowników zajmujących się tymi kwestiami. Nasz menadżer trasy – Ian Day organizował kiedyś trasę dla The Mighty Boosh i dostał dokument liczący 300 stron o zabezpieczeniu zdrowia i zapewnieniu bezpieczeństwa wszystkim uczestnikom, który musiał dostarczać we wszystkie miejsca, w których grupa dawała swoje przedstawienia. W Europie nie przykłada się do tego większej wagi, ale w Anglii jest więcej przepisów i regulacji na ten temat. Nie wolno robić tego, nie wolno robić tamtego.

Trzy lata temu robiliśmy koncert w Earls Court i przepisy mówiły, że kaski budowlane musiały być noszone przez cały czas…! Jestem jeszcze w stanie zrozumieć przepisy regulujące wzór odzieży i nakaz noszenia kasków w trakcie prac na wysokościach, ale to… W sali koncertowej Royal Albert Hall zaraz przy wejściu mają taką ogromną skrzynię z kaskami i jak tylko wejdziesz, szybko musisz jeden założyć. Powiem Wam historię, która miała miejsce naprawdę, ale na szczęście nie przytrafiło się to nam. Krótko po wejściu w życie nowych regulacji, jeden BHP-owiec podszedł z kaskami do menadżera trasy i zapytał „Ile osób gra w zespole?”, menadżer trasy zapytał „A po chuj Ci to wiedzieć?”, „Cóż, kilka osób będzie pracowało nad nimi na scenie…” – menadżer trasy kazał mu się odpierdolić. To zaszło już za daleko.

Jednego razy ładowaliśmy sprzęt w Earls Court i nie przygotowałem żadnego Raportu Szacowanego Ryzyka, bo nawet nie wiedziałem jak taki przyrządzić, ale na szczęście jeden z pracowników od systemów nagłośnienia pomógł mi to zrobić. Ktoś ustanowił przepisy co można a czego nie można robić. Na pierwszym koncercie padł system nagłośnienia. Dźwięku nie było przez jakieś 15-20 minut. Czyja to wina? Earls Court, bo nie sprawdzili wtyczki, którą nam dali, a która miała doprowadzać zasilanie. Było zwarcie i zaczął pojawiać się ogień. Każą nam szczegółowo sprawdzać każdy sprzęt, robić to i tamto, a samo cholerne Earls Court nie może nam zapewnić prądu. Ale kto źle wygląda przed fanami? My. Zespół został na scenie i musiał zabawiać publiczność żeby jakoś przetrwać. Organizując trasę pojawia się tylko więcej, więcej i więcej regulacji i przepisów.

Pseudo artyści

Po tym jak uporamy się z różnymi dziwactwami i problemami związanymi z logistyką, kolejnym krokiem jest uporanie się ze sprawami związanymi z przebiegiem koncertu. Każda trasa koncertowa potrzebuje motywu przewodniego – intro. Czy mamy wykorzystać nieco zmodyfikowanego starego motywu, czy strwożyć zupełnie nowy?

Potem jest grafika, grafika, grafika. To czas w którym zaangażowani są Rod z zespołem, oraz Alan i Sam z firmy Hangman, którzy wykonują dla nas te wszystkie rzeczy od tylu lat. Staram się nieco pilnować, aby to co stworzą było też praktycznie. Pomimo tego, że każdy myśli o swoim pomyśle jako praktycznym, to jeszcze musi się zmieścić na ciężarówkę lub samolot. Nie wystarczy tylko powiedzieć „Mamy tu takie coś” bo potem podczas ładowania można usłyszeć ‘Kurczę, a gdzie do cholery chcesz to zmieścić?!’. Ale ludzie z Hangman to wiedzą, mają wymiary ciężarówek, palet niskiego pokładu itp. Nie mam tu na myśli, że starają się wymusić sprawy na zasadzie „To się musi zmieścić tu i tam”. Chodzi o to, jak wszystko zostanie zbudowane i zmontowane. Dlatego też, wymieniamy się nieskończoną ilością e-maili z rysunkami i zdjęciami, aż w końcu wszyscy zdecydują: „Tak, ten odcień niebieskiego nareszcie jest właściwy!”.

Cała załoga musi poskładać wszystko do kupy. Większość ludzi ciągle wraca do współpracy z nami, bo kochają swoją pracę oraz lubią przebywać w naszym towarzystwie – no, większość z nich!

Potem trzeba się zająć zmorą wszystkich ludzi – wizami. To jest specjalność, którą trudni się Ian Day – on uwielbia załatwiać wizy! Schody zaczynają się, gdy zatrudniony przez nas pracownik, który podczas rozmowy kwalifikacyjnej oświadczył, że „Nie, nigdy nie byłem karany” nagle przypomina sobie „właściwie, to była taka jedna mała sprawa o której prawie zapomniałem…”. To stwarza problemy. Aby dostać Amerykańską wizę, trzeba być czystym jak płatek śniegu – i kłamstwa wcale tu nie pojawiają, bo prawda zawsze wychodzi na jaw.

Mieszkańcy z poza Unii Europejskiej, zamierzający pracować w strefie Schengen przez dłuższy okres niż przewidują przepisy, muszą uzyskać specjalne wizy. Trzeba zdobyć wizy dla Amerykanów przyjeżdżających tutaj, wizy dla nas jadących tam, wizy na wjazd do Kanady, cholerne wizy są potrzebne wszędzie! Wizy są naszym wrzodem – zabierają dużo czasu i energii. Ale jak się nie ma wizy, to nie można wjechać do danego kraju – a kiedy robi się trasę koncertową po całym świecie, to sami się domyślcie… Tak czy owak, Ian Day uwielbia się tym babrać – wiem, bo za każdym razem mi to mówi!

Są też firmy, które specjalizują się załatwianiu wiz; nazywają się Kontrolą Ruchu (z ang. Traffic Control). Każdy z nas ma dwa paszporty, co jest całkowicie legalne, a do tego możemy byś gdzieś daleko i dostać wizę w drugim paszporcie. Ale wtedy trzeba załatwiać podpisy, wypełniać formularze, wysyłać je tam i z powrotem.

Trzeba też zrobić sobie szczepienia. Gdy jedziemy do Brazylii, a wcześniej byliśmy jeszcze gdzieś indziej, to trzeba wziąć zupełnie inny zestaw szczepień. Trzeba to wszystko wiedzieć.

Sprawy upierdliwe

Układ świateł za każdym razem kiedy robimy trasę koncertową, trzeba projektować na nowo. Dlatego też, dopiero kiedy projektant zrobi projekt układu świateł, to my będziemy wiedzieć na ile tras koncertowych będą nam one przydatne. Bo kiedy wybieramy się na trasę koncertową po całym świecie, musimy być pewni że lokalne firmy będą w stanie je nam dostarczyć. Nie chcemy jednego dnia używać takich świateł, a drugiego dnia innych. Projektant świateł musi mieć to na uwadze.

Najłatwiejszą rzeczą jest dźwięk. Wiemy jakie systemy i jakich firm lubimy używać; chodzi o firmę ML Executives Inc, i to się nie zmieni. Mam na myśli stan na dzień dzisiejszy, ale jest to sprzęt którego nasz inżynier dźwięku Doug Hall lubi używać najbardziej.

Tym razem w trasę wyruszymy bez cateringu. Kiedy dajemy standardowy koncert w obiekcie zamkniętym to bierzemy ze sobą catering, co jest oczywistym luksusem, ale kiedy gramy po całej Europie i festiwalach – to niemożliwe. Nie ma gdzie rozstawić sprzętu, więc przez połowę czasu pracownicy kuchni nie mają co robić. W Północnej Ameryce sprawa ma się nieco inaczej, ale w przeszłości nigdy nie braliśmy ze sobą cateringu, bo wiele obiektów miało własne firmy cateringowe i nie wolno było korzystać ze swoich. Zmuszało to kucharzy i obsługę do pracy w budkach na kółkach, stojących poza terenem obiektu na którym odbywał się koncert, więc trzeba było wyjść z budynku, wziąć obiad i wrócić.

Sprawa cateringu w Północnej Ameryce ma to do siebie, że sytuacja zmienia się z dnia na dzień. Na jednej trasie zdecydowaliśmy się mieć własny catering, więc z poniedziałki było jedzenie włoskie, we wtorki wołowina, w środy ryba itd. itp. Ale po kilku tygodniach patrzysz w talerz i mówisz „wołowina – wobec tego dzisiaj musi być wtorek!”. Teraz to zmieniliśmy.

Rzecz w tym, że kiedy bierzemy ze sobą firmę cateringową, to przyjeżdża ona na miejsce w tym samym czasie co my, a przecież muszą rozstawić cały swój sprzęt do gotowania, a my nie możemy zjeść żadnego ciepłego posiłku przez co najmniej trzy godziny po przyjeździe. Tymczasem korzystając z lokalnego cateringu, możemy się przejść i w ciągu pół godziny od przyjazdu wrzucić coś na ruszt, doprowadzić się do porządku i wytrzeźwieć, no wiecie…

Każdy lubi Japońskie jedzenie, ale kiedy jesteśmy tam na miejscu, po krótkim czasie mamy już dość, więc zazwyczaj prosimy o patelnię, bekon, jajka, pomidory, pieczarki i każdy już przywykł do tego, że robi sobie sam własne kanapki z bekonem – i każdemu smakują! Nawet zespół sam przygotowuje sobie posiłki. W Indiach jedzenie jest naprawdę super. Zamawiam placki z pieca tandoori i w nawet kilka razy dostałem ze świeżym chlebem.

Rezerwacje

Korzystamy z pomocy w podróży od jednego agenta z Północnej Ameryki, jednego z Europy, jednego ds. lotów i jednego do załatwiania hoteli. W przypadku rezerwacji hoteli, to muszą być one zarezerwowane na każdy koncert, dla wszystkich członków ekipy. W dni koncertu hotel oczywiście powinien być blisko miejsca imprezy, ale w dniu wolnym chcemy aby hotel był gdzieś bliżej centrum. Nie ma więc reguły. Szukanie hoteli jest łatwe, wiemy czego oczekuje zespół, szukamy hotelu który jest w pobliżu Irlandzkiego pubu, pola golfowego, posiada własny basen, mieści się dwie minuty od lotniska, pięć minut od centrum miasta, i tylko trzy minuty od miejsca w którym będzie koncert – więc tak, jest to prosta robota…! Ale jak już zespół polubi jakiś hotel, to zatrzymujemy się w nim za każdym razem.

Plan podróży musi być zrobiony, przepustki muszą być wyrobione i rozdane. Zazwyczaj robiliśmy przepustki ze zdjęciem, ale ostatnim razem się tym nie przejmowaliśmy, ponieważ nikt nie sprawdza zdjęć, a niektórzy członkowie ekipy to naprawdę brzydale! Był nawet taki pracownik, który przyszedł i powiedział: „nie będę tego nosił, to zdjęcie wyszło strasznie”. Nie zdradzę jak się nazywa, ale wypowiedział to z amerykańskim akcentem… Tak więc przestaliśmy dodawać zdjęcia, ale to nie dlatego. Ian Day powiedział kiedyś „dlaczego zaprzątamy sobie głowę zdjęciami?”. Ochroniarz w ciemności widzi tylko błyszczący kawałek plastiku i przepuszcza każdego lakonicznym słowem „dobra, idź dalej!”. Tak faktycznie jest.

Musimy poskładać do kupy plan podróży. Ludzie zawsze mają ubaw, bo zawsze zrobimy jakieś błędy. Ja sam zresztą umieszczam w planach podroży jakieś dowcipy, żeby upewnić się, czy ludzie je czytają!

Oczywiście podczas układania planu, nie można zapomnieć że trasa jest już zaplanowana i koncerty zarezerwowane, ogłoszenia zostały puszczone a bilety sprzedane, dlatego zawsze zmagamy się z czasem. Tym razem zespół nie był w studio przed rozpoczęciem planowania, nie mieliśmy tytułu albumu, nie mieliśmy okładki ani grafik, więc firma Hangman naprawdę miała ciężkie zadanie wyrobić się na czas. Oczywiście, chciałbym przesłać sprzęt statkiem do Texasu, aby zrobić próby, więc trzeba uwzględnić na to sześć tygodni. Niektóre rzeczy będą natomiast wysłane samolotem. Wszystko zostanie sprawdzone. Zespół pojedzie zagrać próbę na Florydzie co nie jest problemem, ale kolejną rzeczą którą trzeba zorganizować.

Jest to taka duża układanka i pomimo, że rozumiem każdy jej element, to niemożliwe jest złożenie jej samemu. Część pracy trzeba oddelegować. Potem wszyscy te puzzle układamy.

I pojechali…!

Zajmuję się tylko tym, co dotyczy wydarzeń przed trasą, więc jestem odpowiedzialny tylko za ten wycinek trasy koncertowej. Podejrzewam że można by zrobić listę wszystkich rzeczy o które trzeba zadbać przed trasą koncertową, ale nie ma to znaczenia bo w praniu zawsze wyskoczą jakieś niespodzianki, coś się spieprzy – to gwarantowane!

Zawsze wyruszam w trasę tylko na pierwsze kilka tygodni, potem się upijam i wysyłają mnie do domu. Moja żona myśli, że za dobrze się bawię w trakcie trasy koncertowej – a przecież praca na kacu każdego poranka to naprawdę trudne zajęcie! Robię to wszystko tak długo, że chciałbym już zająć się czymś innym. Pracuję dla Maiden od ’82 roku, ale swoją karierę rozpocząłem jeszcze w latach ‘68/69. Jest to praca fizycznie bardzo męcząca i z czasem można być do niej za starym, tak myślę.

Wszystko było bardzo ciekawe i ciągle się uczę. W dzisiejszych czasach ludzie podróżują na przeróżne sposoby; Byonce przewozi sprzęt na trzy samoloty, jeden wozi 35 ton, jeden 757 dla całej załogi oraz jeden dla niej i jej przyjaciół. Niektórzy nawet wynajmują całe samoloty transportowe płacąc 350,000 dolarów jednorazowo. Ale to już taka superliga. My staramy się podróżować racjonalnie.

Czasy się zmieniają a wraz z nimi pewne rzeczy, nie przewozi się już sprzętu vanem. Wszystko przekształciło się w korporację – nie Iron Maiden, ale wszystko generalnie. Nie irytuje ani nie denerwuje mnie obecny stan rzeczy, żadni ludzie czy cokolwiek innego. Praca jest jaka jest i potrafi być czasem wkurzająca, ale wykonane zadania ciągle sprawiają radość. Mam na myśli, że robota nie staje w gardle, a raczej daje takie uczucie jak przy narodzinach dziecka – w pewien sposób. Tyle że potem, tak jakby się je oddaje innym, prawda? Mówię sobie, „no dobrze, teraz czas aby zespół zrobił swoje”. Praca przekształca się z teorii w fizyczny twór, coś namacalnego. I o to chodzi – trasa się rozpoczęła i teraz inni ludzie muszą zrobić co do nich należy. Sprawy przed trasą koncertową a sama trasa koncertowa to dwie różne sprawy, jedna odnosi się do teorii a druga do praktyki. Nic nigdy nie idzie zgodnie z planem, dlatego mamy takich ludzi jak ja, Ian, menadżer trasy, menadżer produkcji. Czasem mam wrażenie, że menadżer trasy oraz menadżer produkcji nie są po to, aby zorganizować trasę koncertową ale tylko po to, aby czekać aż coś pójdzie źle, żeby mogli rozwiązać problem. A ponieważ cała „machina” jest dobrze naoliwiona a sprawy dobrze zaplanowane, wszystko będzie jeszcze trwało…

Wywiad przeprowadziła Valerie Potter, tłumaczenie Maidenman, skan wywiadu z magazynu IRON MAIDEN FC Magazine by Garfield.